foto1
foto1
foto1
foto1
foto1

PTTK "Beskidek" Porąbka

rok założenia 1976

 

 

Tym razem pojedziemy w centralną część Słowacji, do parku narodowego położonego w środkowej części tego kraju. Słowacki Raj jest oddalony 70 km od naszej granicy w Łysej Polanie. Jest to odległość do Podlesoka, w którym zaczynamy naszą kolejną wędrówkę z PTTK Beskidek.

Dla wszystkich zainteresowanych polecam mój pierwszy reportaż poświęcony temu regionowi, a zamieszczony w zakładce – Reportaże.

Z racji dość sporej odległości, konieczny był wyjazd maksymalnie jak najwcześniej. Była niedziela, a pogoda na ten dzień zapowiadała się wyśmienita. Mieliśmy pełen duży autobus, a lista osób w błyskawicznym tempie zapełniła się chętnymi, na wiele dni przed wyjazdem.

Warto tutaj wspomnieć o koledze Januszu, który doskonale przygotował się do roli przewodnika i po drodze przybliżył nam garść informacji o regionie, który przemierzaliśmy na trasie przejazdu.

Po przybyciu około godz. 10 rano na parking finalny, wszyscy obraliśmy jeden kierunek, na roklinę Sucha Bela. To najbardziej uczęszczany wąwóz Słowackiego Raju. Po obowiązkowym wykupieniu biletów wstępu do parku, znudzeni długą jazdą ostro ruszyliśmy przed siebie. Mieliśmy 9 godzin czasu na spokojne wędrowanie, gdyż kierowca mógł odjechać w drogę powrotną dopiero o 19.00. Po 10 minutach weszliśmy w kanion i zaczęliśmy naszą wędrówkę w górę potoku. Wszystkie rokliny mają wytyczone kierunki, tylko ku górze. Trasy są jednokierunkowe, z uwagi na liczne metalowe drabinki, wąskie pomosty oraz drewniane „stupaczki” (słowackie słownictwo), dzięki którym możliwe jest pokonywanie wąwozów ukształtowanych przez spływające w wapiennym podłożu nurty wielu roztok. Początkowo szliśmy płytkim korytem ruczaju, leniwie płynącego w stronę Podlesoka. Tam wpada on do Wielkiej Białej Wody, a ten z kolei, w Gardle Hornadu, do głównej rzeki Słowackiego Raju. Małe potoczki są dzisiaj potulne jak baranki, ale po burzy zmieniają swoje oblicze diametralnie. I tylko najbardziej odważni i wytrawni piechurzy mogą wówczas pokonywać trudy spływającej i wzburzonej wzdłuż trasy przejścia masy wody. Czasami jednak jest to niemożliwe i trzeba sobie darować dalszą wędrówkę.

Pierwszą, a zarazem największą atrakcją Suchej Beli są misowe wodospady, do których doszliśmy po niespełna trzech kwadransach. Dalej poprzez wodospad okienkowy i korytowy dotarliśmy ku górnej części wąwozu.

Więcej opisów możecie znaleźć w moim reportażu. Poruszaliśmy się wówczas w odwrotnym kierunku.

Kwadrans po dwunastej, po ponad dwóch godzinach wędrówki, dotarliśmy do Suchej Beli zaver (959m n.p.m.), do węzła szlaków. Tutaj zrobiliśmy dłuższą przerwę. Można było odpocząć i wzmocnić się posiłkiem.

Następnie wykierowaliśmy się w stronę Klastoriska. Bardziej zmęczeni mogli powrócić najkrótszą trasą do Podlesoka, gdzie stał zaparkowany autobus.

Żółtą ścieżką udaliśmy się do rozwidlenia Pod Ptasim Garbem. Następnie czerwoną percią można powrócić do miejsca startu lub wykierować się w stronę Klastoriska. Po niespełna godzinnym marszu, leśnym duktem wiodącym wśród świerków i lasu mieszanego, najbardziej wytrwała grupa dotarła do kolejnego celu. Klasztorisko (774m), jak sama nazwa wskazuje, jest miejscem powstania w średniowieczu klasztoru kartuzów. Z dawnej osady pozostały ruiny, które są sukcesywnie odbudowywane i można je zwiedzać. Tutaj schodzą się też główne szlaki komunikacyjne Słowackiego Raju.

Po odpoczynku w schronisku, ulokowanym na rozległej polanie, powyżej dawnej osady, zrobiliśmy grupową fotkę. Około 30 osób dotarło do tego miejsca. Po analizie dalszej części trasy, ruszyliśmy w stronę przełomu rzeki Hornad. Naszym kolejnym celem była Linowa Ławka, czyli wiszący nad nurtem most. Trzeba było zejść do ujścia potoku wpadającego do Hornadu, a tworzącego roklinę Klastorisko, będącą trasą mojej pierwszej wizyty w tym malowniczym regionie. Po pół godzinie, żółtym szlakiem dotarliśmy nad rzekę. Wielu osobom, będącym tu pierwszy raz, niesamowite wrażenie zrobiła wisząca około 10 metrów nad lustrem wody, bujająca się kładka. Następnie wykierowaliśmy się w stronę Gardła Hornadu i powróciliśmy na parking startowy. Nasza wycieczka dobiegła końca, zataczając pełne koło trasy przejścia. Do czasu odjazdu autobusu trzeba było jakoś zorganizować czas wolny. Szkoda, że nie wydłużyliśmy szlaku o kolejną godzinę, idąc z Klastoriska w stronę Letanowego Młyna, będącego na trasie przełomu Hornadu. Nie musielibyśmy wówczas czekać na odjazd autobusu blisko dwie godziny. Punktualnie o 19-tej opuściliśmy Podlesok. Droga powrotna była dosyć męcząca i długa. Dla niektórych zakończyła się dotarciem do domu przed północą. Myślę jednak, że warto było i na przyszły rok wrócimy tu znów, tym razem na kilka dni.

Słodki Świstak.